W tamtym roku w kinach mogliśmy zaobserwować wysyp bajek. W
pełnym tego słowa znaczeniu, ponieważ w zatrważającej większości były to filmy
animowane, na których dorośli widzowie podtrzymują czoła z zażenowania (pod
warunkiem, jeśli nie śpią). Ze względu na to, że szanuję swój czas i siebie
jako widza, nie rzucałam się oglądać takich tworów jak „Książę Czaruś” czy „Uprowadzona
księżniczka”, tym bardziej, że średnio dwa razy w miesiącu coś takiego wchodziło
na ekrany. Jedyne animacje z 2018 roku, które mam zamiar nadrobić to „Co w
trawie piszczy” i „Mała stopa”, ale już po samym „nadrobię” zamiast „widziałam”,
można zauważyć, że nie mam na nie specjalnego hype’u. Już nie mam, niestety, bo
chociaż na „Co w trawie piszczy” chciałam iść do kina, to w dniu premiery i później
były grane dziennie CZTERY seanse, w godzinach poranno-popołudniowych, więc po
prostu nie miałam kiedy. Zwłaszcza, że minął jakiś tydzień i już nie było gdzie oglądać.
Rozumiem, że na takie animacje chodzą raczej klasy wczesnoszkolne,
ale może przydałby się też jakiś późniejszy seans dla ewentualnych, pracujących
rodziców? Bo na taki mogłabym się załapać. No ale cóż, trudno, nadrobię to przy
najbliższej okazji, bo lubię owady i francuską animację, więc na pewno jeszcze
do tego wrócę. Jeśli chodzi o „Małą stopę” to na początku zignorowałam ją
kompletnie, bo widząc wypuszczane co chwila animacje o yeti nie spodziewałam
się interesującego kontentu, ale pozytywne recenzje przekonały mnie, żeby
jednak pochylić się nad tym filmem.
Francuskie animacje może i mają prościutką fabułę, ale bije od nich elegancka baśniowość i poczucie taktu. |
Oczywiście wszystkie uwagi na temat kiepskich
bajek w 2018 nie dotyczą „Iniemamocnych 2”. Tej superprodukcji nie mogłam
przegapić i jestem z niej bardzo zadowolona, pomimo tego, że mam kilka obiekcji
na punkcie kreacji postaci. ;)
Zostawmy jednak 2018 za sobą, w końcu mamy już nowy rok! W
którym nie będę wychodzić z kina. :P
Dobra, może wyjdę na chwilę.
A tak na serio to planuję zobaczyć kilka filmów, bo wychodzi
ich całkiem sporo. Już gdzieś czytałam, że 2019 będzie należał do filmów animowanych. Bo,
istotnie, czeka nas kilka ważnych produkcji. Ale żeby nie ignorować również tych mniej znanych, zrobiłam
sobie przegląd miesiąc po miesiącu (daty polskich premier na ten rok można szybko
znaleźć na FilmWebie).
Styczeń:
Już 4 stycznia wchodzi chińska animacja „Sekretny świat
kotów”. Polski tytuł oczywiście wali po oczach nawiązaniem do „Sekretnego życia
zwierzaków domowych”, mimo tego, że oryginalny tytuł to „Mao Yu Tao Hua Yuan”,
co ma być ponoć tłumaczone na angielski jako „Cats and Peachtopia” („Koty i Brzoskwiniotopia”?).
Pewności nie mam, bo nie znam chińskiego, ale oficjalny angielski tytuł to po
prostu „Cats”. Widać, że polscy dystrybutorzy znowu dobrze się zabawili szukając
polskiego tytułu, bo przecież lepiej odcinać kupony, niż wymyślić coś dobrego. W
każdym razie, film ma opowiadać o kotku, który szuka mitycznej kociej krainy
szczęśliwości. Pomimo mojej miłości do kotów i tematów około-utopijnych, zwiastun
mnie nie zachęcił. Taki rodzaj czysto humorystycznej i komiksowej animacji nie do
końca do mnie trafia. Mam wrażenie, że będzie to komedia o zakrawającej na
absurd treści pokroju właśnie „Sekretnego życia zwierzaków domowych”. Z tą
różnicą, że w przypadku tego drugiego filmu, to trailery były jego najlepszą
częścią. Do tego stopnia, że nie chciałam wierzyć relacjom innych, dopóki sama
się nie przekonałam. Toteż „Sekretny świat kotów” zostawiam w spokoju.
Za to 11 stycznia, z ponad miesięcznym opóźnieniem wobec światowej
premiery, do polskich kin wchodzi „Ralph demolka w internecie”. I to jest
pierwszy obowiązkowy punkt na mojej liście, jak niemal wszystkie animacje od
Disneya. Ostatnio obejrzałam sobie ponownie pierwszą część z 2012 i chociaż nie
jest to poziom „W głowie się nie mieści” czy „Coco”, wciąż jest to przyjemny
film, który pod otoczką komedii i cukierkowej abstrakcji nie boi się być momentami poważny i przekazywać uniwersalną mądrość. Podziwiam to w Disney’u, że nawet
w wesołym filmie o wygenerowanych komputerowo postaciach, gra (dosłownie) toczy
się o najwyższą stawkę. Najbardziej ujął mnie tutaj sposób rozumowania bohaterów,
których dialogi brzmią łudząco podobnie do prostych, dziecięcych dysput, które okazują się być zaskakująco głębokie. Najlepiej obrazuje to reakcja Ralpha,
gdy Wandelopa zastanawia się, dlaczego tak bardzo zależy mu na medalu: Jakbym
wrócił z orderem w ręce daliby mi apartament, tort, imprezę na cześć,
fajerwerki! Ech, to sprawy dorosłych, i tak nie zrozumiesz.
Teraz historia
Ralpha i Wandelopy nabiera większej skali. Tak, jak wcześniej ich błędy i
motywacje doprowadziły do narażenia i zmiany świata gier tylko tego jednego
salonu, w drugiej części trafiają do niezmierzonego Internetu. Zwiastuny odkrywają
nam rąbka tajemnicy, wiemy, że bohaterowie będą odwiedzać miejsca, które my znamy jako
strony internetowe, takie jak np. Google, eBay czy Twitter, a na oficjalnej
stronie Disneya zobaczymy głośną scenę spotkania Wandelopy z klasycznymi
księżniczkami. Jednak to, co zainteresowało mnie najbardziej, to wzmianka o
DarkNecie – jak ten kontrowersyjny temat zostanie poruszony w kasowej animacji
familijnej? Premiera już w piątek za tydzień.
Zaś 18 stycznia będziemy mogli oglądać kolejną część najsłynniejszych
Galów – „Asteriks i Obeliks. Tajemnica magicznego wywaru”. Panoramix boi się utraty pamięci ze względu na swój podeszły wiek, a razem z nią zniknąłby przepis na słynny magiczny
eliksir Galów, który zawsze dawał im nadludzką siłę. Wobec tego druid wyrusza na
poszukiwania ucznia i jednocześnie następcy, który zapewni ciągłość ich tajemniczej
potęgi. Nie jestem na bieżąco ze wszystkimi „Asteriksami”, ale zauważyłam, że
jest to bodajże pierwszy komputerowo animowany film z tej serii. Do kina raczej
nie pójdę, ale jeśli trafi się okazja to chętnie go zobaczę.
Luty:
8 lutego będzie „LEGO® PRZYGODA 2”. Słyszałam trochę o
dobrej renomie filmów LEGO, zwiastuny są śmieszne, może kiedyś się za nie
zabiorę.
Natomiast 15 lutego będzie jedna z najważniejszych premier
tego roku: „Jak wytresować smoka 3”. Dziewięć lat po jedynce, pięć po dwójce,
teraz cykl zamyka się elegancko w trylogii. Uwielbiam przemyślane, etapowe pisanie
części – oglądanie tych samych bohaterów zmieniających się przez lata, często
razem z widzem, buduje więź z fikcją literacką, nadaje realności. Mimo, że
filmy różnią się znacznie od książek Cressidy Cowell, ta różnica wyszła im na
dobre. Przekazują motyw bardzo mi bliski, odkąd jako dziecko pokochałam smoki i
zaczęły irytować mnie stare baśnie, gdzie smoki przedstawiane są jako
ucieleśnienie zła. Ciężko w krótkiej notce opisać jak bardzo ten film jest ważny na
wielu różnych płaszczyznach, więc na pewno powstanie o nim osobny post. W
każdym razie plakat trzeciej części i jeden zwiastun mi wystarczył, żeby nie
oglądać dalej innych – wiem, że nie chcę na razie nic wiedzieć i móc obejrzeć
ją na świeżo, tak samo jak oglądałam poprzednie części. Móc zasmakować
wszystkich scen i wątków bez wyrywania ich z kontekstu, bez przedwczesnego
budowania oczekiwań, po prostu usiąść cicho i przyjąć to takie jakim jest, z surowym klimatem wyspy Berk, różnorodnością zwierzęcych i ludzkich charakterów
oraz osobistego kontaktu z fantastyczną, dziką przyrodą. Obowiązkowo imersja na full, nie
mogę się doczekać.
Biała Furia? Albinizm? A może po prostu tak wyglądają samice Nocnej Furii? |
Marzec:
1 marca w kinie będzie belgijska animacja „Corgi, psiak Królowej”
o rozpuszczonym, królewskim psie. Zwiastun zapowiada lekką komedię jakich wiele
wśród animacji i nie przyciągnął zbytnio mojej uwagi, ale opis na FilmWebie
głosi, że główny bohater straci swoją milusińską posadę w pałacu i trafi do
schroniska, gdzie dostanie szkołę życia. Ten fragment już jest bardziej interesujący
niż przygody hasającego po pałacu pieska. Nie jest to dla mnie obowiązkowa
pozycja, ale jeśli wyjdą kolejne, może odrobinkę poważniejsze zwiastuny, to obejrzę
w wolnej chwili.
Potem przez cały miesiąc cisza, aż 29 marca ma wyjść aktorska
wersja „Dumbo” – jeden z najwcześniejszych filmów Disneya, który ukazał się
jeszcze za czasów wojny. Choć ludzkie postacie będą grane przez prawdziwych aktorów,
część filmu siłą rzeczy będzie animowana. Zwiastun zapowiada ciepłą familijną opowieść,
chociaż po reżyserii Tima Burtona możemy spodziewać się oryginalnych pomysłów.
Maj:
10 maja wchodzi do kin amerykańsko-hiszpańska animacja „Kraina
Cudów”. Zwiastun zapowiada nam historię małej dziewczynki, która bawi się w
magiczne wesołe miasteczko i ma zmyślonych przyjaciół, którzy są dla niej jak
prawdziwi. Potem dorasta i nie zajmuje się już swoim światem do momentu, gdy
przypadkiem do niego trafia. Temat przenoszenia do magicznej krainy i jej
ratowania jest kliszowy na potęgę, ale film mnie zainteresował, pomimo tego. Główna
bohaterka ma potencjał żeby być silnym charakterem, a pomysł przedstawienia
klasycznej fabuły przeniesionej do magicznego wesołego miasteczka może okazać
się ciekawy. Do tego dokładam również moje osobiste odczucia: sama, będąc małą
dziewczynką wymyślałam magiczne postaci i krainy.
Czasem pozornie proste pomysły potrafią nieźle zaskoczyć: czy z "Krainą Cudów" będzie tak samo? |
Serwis datapremiery.pl podaje, że 15 maja wychodzi światowa premiera filmu "Baranek Shaun 2" ("A Shaun of the Sheep Movie: Farmageddon"). Polskiej daty jeszcze nie ma.
24 maja znowu na scenę wchodzi Disney, tym razem z kolejnym
filmem aktorskim, bazującym na animowanym oryginale. I tutaj muszę zaznaczyć,
że o ile kocham oryginalnego „Aladyna” z 1992 roku, tak wiele mam obaw wobec
jego ekranizacji live-action. Nie przekonuje mnie dobór aktorów, jedynie Will
Smith jako Dżin mnie nie martwi. Zwłaszcza aktorka grająca Dżasminę nie jest
najlepiej dopasowana, jest bardzo ładna, ale jednak to nie jest typ urody
oryginalnej księżniczki. Siedmiu scenarzystów również nie stanowi dobrej wróżby
– jeśli każdy będzie chciał przemycić swoją wizję, to będzie z tego niezły
bałagan. Mam jednak nadzieję, że film będzie dobry, mimo wszystko. W każdym razie
nie spodziewam się, żeby doścignął swoją starszą wersję.
Na 31 maja jest zapowiedziana animacja „Paskudy. Ugly
Dolls”. Zwiastun wskazuje na to, że będzie to musical o kilku nieidealnie wyglądających
potworkach, które jakimś sposobem trafiają do Instytutu Perfekcji. Na ich widok
pracujące tam symetryczne stworki z gatunku homo sapiens krzyczą i biegają na
oślep. Na razie jednak wiadomo jeszcze zbyt mało, by móc powiedzieć coś więcej
poza tym, że zapowiada się kolejna animowana komedia.
Czerwiec:
Na 9 czerwca zaplanowana jest światowa premiera „Sekretnego życia zwierzaków domowych 2”, polska data premiery nie jest jeszcze znana. Trochę zdziwiłam się, że druga część wchodzi na ekrany tak szybko, ale studio Illumination ewidentnie kuje żelazo póki gorące zanim publiczność znudzi się pierwszą częścią. Na tak wielki marketing, jaki otrzymała jedynka i bardzo fajne zwiastuny, sukces tego filmu w sumie nie powinien dziwić. A już to, jak wypada w recenzjach to sprawa drugorzędna, niestety. Drugą część pewnie obejrzę, ale raczej nie w kinie. Mam tylko nadzieję, że będzie mniej chaotyczna fabularnie i twórcy pokażą nam wreszcie jakąś ciekawą historię związaną ze zwierzakami, bo poprzednia była przerostem formy nad treścią. Z drugiej strony po studiu, które sprzedało nam "Minionki" nigdy nie spodziewałam się zbyt wiele, a jednak po "Singu" wyszłam w kina bardzo zadowolona. Do tego najnowszy "Grinch" też pozytywnie wypada w recenzjach, więc jest jeszcze jakaś nadzieja w tej wytwórni.
Lipiec:
No i wreszcie mamy lipiec, a razem z nim jedną z najbardziej
oczekiwanych (nie tylko przeze mnie) animacji tego roku i filmów w ogóle. Nowy „Król
Lew” wchodzi do polskich kin 19 lipca. Wśród fanów trwają burzliwe dyskusje,
jedni uważają, że niepotrzebnie ruszać coś, co jest stare i dobre, a inni
czekają z wypiekami na twarzy. Ja jestem po tej drugiej stronie barykady, chociaż
też mam swoje obawy. Uważam, że mój kochany „Król Lew” wciąż ma swój urok i
czar, jednak w obecnych czasach już inaczej robi się filmy animowane. Liczę na
to, że scenarzyści urozmaicą nieco fabułę, dodadzą więcej wątków, oddadzą głos
większej ilości postaci (chcę więcej Sarabi!), ale jednocześnie utrzymają
klimat i magię pierwszej części, w tym wszystkie piosenki – wiadomo już jednak,
że w tej wersji nie będzie piosenki Skazy. Trochę szkoda, bo to jeden z moich
ulubionych bajkowych utworów, ale z drugiej strony rozumiem tę decyzję: jeszcze
ćwierć wieku temu nawiązania do nazizmu w animacjach Disneya mogły uchodzić
płazem.
Kolejna kwestia to obsada – liczę, że większość aktorów z wersji 1994
roku pozostanie na swoich stanowiskach. Jak na razie możemy być pewni Mufasy,
bo Wiktor Zborowski już użyczył swojego głosu w zwiastunie:
Z mojej strony mam jeszcze cichą nadzieję na starą wersję „Kręgu
Życia” :)
Sierpień:
W sierpniu kolejny obowiązkowy punkt na mojej liście. Z dwumiesięcznym opóźnieniem (światowa premiera jest planowana na 21 czerwca), 9
sierpnia Polskę powita czwarta odsłona „Toy Story”. Moje piękne „Toy Story”... taśmę
z kasety zjechałam niemal doszczętnie. Potem była dwójka i wreszcie okropna (w
tym pozytywnym sensie!) trójka. O tej serii też oczywiście będzie osobny post w
swoim czasie. „Toy Story 4” budzi chyba jeszcze więcej obaw niż „Król Lew”,
ponieważ trzecia część planowo miała zamknąć cykl i faktycznie zakończenie na
to wyraźnie wskazuje. Na szczęście po dziewięciu latach od wypuszczenia trzeciej
części, „Toy Story” wciąż zachwyca, więc jednak zdecydowano się na kontynuację.
Będzie to bodaj najdalszy sequel Pixara, bo żadna inna animacja tego studia nie
doczekała się jeszcze swojej czwartej części. Liczę, że ta decyzja idzie w
parze z pomysłem, ale studio już jest znane z tego, że nie partaczy swoich poprzednich
dzieł, dlatego nie boję się odcinania kuponów. Zwłaszcza, że 9 lat to szmat
czasu i ewidentnie nie jest to decyzja na zasadzie „idziemy za ciosem”. Pixar
również sam dużo ryzykuje decydując się na taki krok, więc na pewno nie ruszyliby „Toy
Story” bez konkretnego powodu. Tutaj, podobnie jak w przypadku „Jak wytresować
smoka”, nie chcę wnikać w szczegóły przed obejrzeniem filmu. Na razie wiem
tyle, że Chudy ma wyruszyć na poszukiwanie swojej kochanej, porcelanowej pastereczki
Bo, która po krótkiej roli w drugiej części już więcej się nie pojawiła na ekranie.
Pastereczka Bo z pierwszej części "Toy Story" była jedną z niewielu zabawek, które nie zwątpiły w Chudego. |
Listopad:
8 listopada do amerykańskich kin wejdzie "Sonic The Hedgehog". Ta postać najszybszego jeża na świecie, znana ze słynnej gry, doczekała się swojego pełnometrażowego filmu. Już kilka filmów nauczyło mnie, że ekranizacje gier nie wychodzą najlepiej. Zwykle przyciągają ludzi, którzy mają sentyment do danej gry, ale film jako taki rzadko broni się sam. Zobaczymy jak będzie tutaj. Polska data premiery nie jest znana, więc możliwe, że Sonica zobaczymy w naszych kinach dopiero w kolejnym roku.
Przez to właśnie jesień 2019 będzie cicha, jeśli chodzi o animacje, aż do 27 listopada,
kiedy „Kraina Lodu 2” wejdzie do kin na świecie. O polskiej premierze jeszcze nie do końca wiadomo, ale jest szansa, że odbędzie się równo z oryginalną. W każdym razie jestem przekonana, że druga
część przebije box-officem jedynkę, bo przez te sześć lat wizerunek Elsy i Anny
zdążył zarobić niewyobrażalne pieniądze, przyciągając coraz to kolejne małe
fanki. Nigdy nie zrozumiem jej fenomenu, ale zdaję sobie sprawę, że moja kropla
goryczy nic nie zdziała w morzu uwielbienia do tego przecenianego filmu. Do
kina raczej nie pójdę, bardziej z powodu obawy o miejsca i gromady
dzieciaczków, niż z jakiegoś tam hejtu. Są aspekty „Krainy Lody”, których
szczerze nie cierpię, są też takie, które są dobre. Kontynuację na pewno obejrzę,
ale w domowym zaciszu, pewnie dopiero w 2020, kiedy wyjdzie na DVD. Mam nadzieję,
że tym razem nie będę podczas seansu spoglądała na zegarek. I że scenarzyści
dobrze wykorzystali te sześć lat, żeby napisać nam lepszą historię i lepszych
bohaterów. A przynajmniej mniej irytujących.
"Kraina Lodu" to obecnie najlepiej zarabiający film animowany na świecie: sam box-office wyniósł ponad miliard dolarów. |
2019 to będzie niezaprzeczalnie rok animowanych premier. Na
mojej obowiązkowej liście jest „Ralph Demolka w internecie”, „Jak wytresować
smoka 3”, „Król Lew” i „Toy Story 4”. Do tego dołożę jeszcze „Aladyna”, który,
choć jest filmem aktorskim, wciąż bazuje na jednej z najsłynniejszych disneyowskich
animacji. A jeśli starczy czasu i pieniędzy, może uda mi się jeszcze dotrzeć na
„Dumbo” i „Krainę Cudów”.
Z jednej strony cieszy fakt wielu dobrych filmów, które mają
nadejść w tym roku. Ale patrząc na to z szerszej perspektywy, wypuszczanie tylu
ważnych produkcji w tym samym roku może niestety odbić się w wynikach box-office’u.
Ta uwaga dotyczy Disneya, który ewidentnie ściga się sam ze sobą. Zwłaszcza, że
w tym roku mają wyjść inne, nieanimowane superprodukcje, takie jak „Avengers:
Endgame” i prawdopodobnie ostatnia część najnowszej trylogii „Gwiezdnych Wojen”.
Ale jestem dobrej myśli :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz