Zaczynając od marketingu: zwiastuny robią Krainie Cudów niedźwiedzią przysługę. Kreują
obraz pustego kolorowego widowiska dla najmłodszych. I tak, może i jest to
kolorowe widowisko dla najmłodszych, ale na pewno nie puste.
June to szczęśliwa dziewczynka w wieku szkolnym, która
wyróżnia się ponadprzeciętną inwencją twórczą i inżynierskim zacięciem. Jej
pomysły przyciągają dzieciaki z sąsiedztwa, więc ma mnóstwo przyjaciół i jest
duszą towarzystwa. Jednak to, co dzieje się w harmidrze podwórkowych zabaw,
najpierw rodzi się w ciszy pokoju dziewczynki. Właśnie tam, June razem ze swoją
mamą wymyślają latające karuzele i świecące zjeżdżalnie. Żadna z nich nie jest
świadoma tego, że ich fantastyczne pomysły są realizowane gdzieś indziej. I to
z zaskakującą dokładnością.
Wtedy staje się coś, co doprowadza June do zamknięcia pudła
z zabawkami i zapomnienia o byciu dzieckiem. Trudną sytuację próbuje zagłuszyć rozmaitymi
obowiązkami, które sama sobie wymyśla. Jednak w głębi duszy przeżywa traumę, z
którą nie umie sobie poradzić. Wszystko zmienia się, gdy wyjeżdża na kolonie i
gubi się w lesie.
Kraina Cudów to w
głównej mierze film akcji, ale też wie, kiedy trzeba zwolnić. To nie jest bajka
w stylu „byle śmieszniej, byle głośniej, byle więcej”. I choć dorosły może nie
znajdzie w niej nic odkrywczego, nie powinien też się zanudzić. Urzekająca
fizyka, przepiękne lokacje i oryginalna maszyneria cieszą oko i poczucie
estetyki. Nie ma tutaj niezręcznych żartów o pierdzeniu i im podobnych, jak w
wielu kiepskich animacjach. Humor na dobrym poziomie, dodatkowo okraszony krwiożerczymi
maskotkami, które z jednej strony są przeraźliwe, a z drugiej komiczne. Muzyka
również daje radę, razem z dynamiczną piosenką końcową oraz fantastyczną
interpretacją „What a Wonderful World”:
Choć jako dwudziestokilkulatka zupełnie nie wpisuję się w target
tego filmu, to udało mu się trafić w moje osobiste struny. Do pewnego stopnia
identyfikowałam się z bohaterką, bo sama kiedyś wymyślałam magiczne światy, do
których chciałam trafić. Wiele dzieci tak robiło, robi i robić będzie, dlatego
plus za połączenie uniwersalnego zjawiska z oryginalnym pomysłem.
Ale Kraina Cudów
nie jest idealna, mam do niej kilka zarzutów. Na początku zdaje się chwytać za
wiele tematów, które w późniejszym rozrachunku nie mają szansy się rozwinąć. Poboczne
postacie, takie jak tata i przyjaciele June, dostają sporo czasu ekranowego,
ale nie mają praktycznie żadnego znaczenia dla całej historii. Już wujek i
ciotka, którzy byli tylko w dwu-trzy minutowej scence, odegrali większą rolę niż
oni. Ale niedługo przed premierą Krainy
Cudów, studio Paramount Animation ogłosiło, że jeszcze w tym roku pojawi
się serial na podstawie filmu, który będzie można oglądać na kanale Nickelodeon.
Zatem te postaci mają jeszcze szansę do rozwoju, ale ja pewnie już nie będę
dociekać. Ale moim największym zarzutem jest to, że Kraina Cudów jest zbyt bezpieczna: po animacjach mocno chwytających
za serce jak Toy Story 3, W głowie się nie mieści, czy Coco, serwowana nam historia nie jest aż
tak poruszająca. Myślę, że gdyby postawiono na zdecydowany zwrot akcji na
niekorzyść głównej bohaterki, pobocznym postaciom dano więcej charakteru i może
gdyby zakończenie było bardziej słodko-gorzkie – ten film mógłby stać się
naprawdę wyjątkowy i można byłoby go porównywać do disnejowskich hitów.
Morał jest taki, że jeśli masz pod opieką dziecko (takie do
9 lat, mniej więcej) możesz z nim na to iść. Film jest dobry też dla kilkuletnich
maluchów i pierwszą wycieczkę do kina. Choć w Krainie Cudów jest problem, który pcha fabułę do przodu, nie ma
żadnej złej postaci ani brutalności. To mądra bajka, która opowiada o tym, jak
ważne w naszym życiu są emocje, że trzeba nauczyć się akceptować również te złe,
bo inaczej będą nas zżerać od środka. Do tego piękna animacja, muzyka i zabawne
pluszaki na dokładkę.
Średnia ocen na FilmWebie to aktualnie 6,2. O Rotten
Tomatoes aż szkoda gadać, bo tam Kraina
Cudów została zmieszana z błotem, na co zdecydowanie nie zasługuje. Możliwe,
że ma to związek ze skandalem wokół reżysera oraz tym, że studio nie ma jeszcze
wyrobionej marki. Nie jest to wybitna animacja, ale jest po prostu dobra. Moja
ocena to 7/10, wliczając w to dodatkową gwiazdkę za mój sentyment do wymyślania
krain.
Odpowiadając na pytanie postawione w tytule posta: Kraina Cudów nie jest ani cudowna, ani
cudaczna. Nie zanudza ani nie wywołuje grymasu zażenowania, za to zachwyca obrazem i muzyką, a sama historia jest prosta, ale mądra. Jednocześnie to kolejny dowód na to, jak bardzo kiepski marketing
może zaszkodzić dobremu filmowi. Czasem lepiej nie dawać wiary niezręcznym i
chaotycznym zwiastunom, a zaufać swojej intuicji i przekonać się samemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz