niedziela, 26 maja 2019

12 animowanych mam

Wiele filmów animowanych zaczyna się od dzieciństwa głównego bohatera lub całkowicie opowiada historię dziecka lub młodej osoby. Nic dziwnego zatem, że również matka często jest jedną z najważniejszych postaci w fabule. Ona nie tylko karmi i chroni przed niebezpieczeństwem, ale też wspiera, uczy i dodaje otuchy. Nieważne są lata rozłąki, ona pozna swoje dziecko zawsze, czy ma jedno, czy też piętnaście. Dzisiaj Dzień Matki i to właśnie z tej okazji przedstawiam Wam alfabetyczną listę dwunastu najlepszych animowanych mam.

1. Pani Brisby

Główna bohaterka filmu Tajemnica IZBY lub Dzielna Pani Brisby (The Secret of NIMH) z 1982 roku. Pani Brisby to troskliwa mama czwórki małych myszek. Musi jednak jak najszybciej wyprowadzić się z całym dobytkiem, zanim farmer zacznie orać pole, na którym mieszkają. Czasu jest mało, a właśnie wtedy najmłodszy synek zapada na zapalenie płuc. Według lekarza powinien leżeć w łóżku przez najbliższe trzy tygodnie, bo w przeciwnym wypadku nastąpią śmiertelne komplikacje. Pani Brisby robi wszystko, co w swojej mocy by ocalić synka i resztę dzieci. Aby tego dokonać, musi zwrócić się o pomoc do potężnych drapieżników, od których dobrej woli zależy wszystko. Do tego dochodzi tajemnica szczurów laboratoryjnych, latami ukrywana przez Jonathana – zmarłego męża pani Brisby.
Pani Brisby to mała i niepozorna myszka doświadczona przez los. Chociaż boi się wielu rzeczy: o życie dzieci, że nie zdąży przed farmerem, że pożre ją sowa lub rozszarpią ją szczury, daje dowód swej odwagi, determinacji i nie poddaje się nawet w beznadziejnej sytuacji.

2. Czika

Czika (Perdita) z filmu 101 Dalmatyńczyków to nie tylko elegancka samiczka rasy dalmatyńczyk, ale też silna kobieta: to nie byle wyczyn urodzić i wykarmić 15 szczeniąt! Lecz już będąc w ciąży, nad jej macierzyństwem wisiały czarne chmury. Wizja odebrania jej nowo narodzonych dzieci sprawiała, że wolałaby w ogóle ich nie mieć, niż gdyby miały dorastać bez niej. Dobrze, że na początku nie wiedziała, po co Cruella DeMon chce kupić jej maleństwa. Czika była w pełni szczęśliwa, gdy dowiedziała się, że wszystkie maluchy zostają. Kilka tygodni później czar prysł, gdy dorastające szczeniaki zostały brutalnie skradzione z ich własnego domu. Wspólnie z Pongiem rozgłosili wiadomość po okolicznych psach, a potem bez wahania wyruszyli na ratunek, idąc przez deszcz, śnieg i mróz. Nie mogli się spodziewać, że w tej wyprawie „dorobią się” kolejnych szczeniaków: niedoszłe ofiary Cruelli DeMon dołączyły do ich rodziny i tak Czika została mamą dla 99 szczeniaków.

3. Elastyna

Słynna Elastyna z pixarowskich Iniemamocnych, prywatnie Helen Parr, żona pana Iniemamocnego, mama Wioli, Maksa i Jack-Jacka. Jej elastyczna moc idealnie pasuje do roli pełnoetatowej pani domu: ułatwia codzienne zajęcia takie jak sprzątanie, gotowanie czy rozdzielanie kłócących się dzieci. A w sytuacji zagrożenia, które w rodzinach superbohaterów zdarzają się nagminnie, Elastyna może zrobić spadochron albo ponton z samej siebie. I chociaż dobro rodziny jest dla niej najważniejsze to wie, że jej potrzeby również są ważne, dlatego nie boi się rozwijać swojej kariery i zostawić dzieci pod opieką męża. Oczywiście, po odpowiednim przeszkoleniu i zawsze pod telefonem.

4. Królowa Elinor

Królowa Elinor z Meridy Walecznej musi trzymać pieczę nie tylko nad nastoletnią córką i rozbrykanymi trojaczkami, ale również pilnować, by sojusz między klanami narowistych wojowników nie runął niczym zamki dawnych plemion. Jednak Merida, która temperament odziedziczyła po ojcu, nie jest łatwa w wychowaniu na porządną księżniczkę. Elinor dużo wymaga od córki, a przy tym jest stanowcza i surowa, co doprowadza Meridę do szału. Chociaż jest idealną królową, na pewno nie jest idealną matką, ale to akurat zmienia się z czasem. Wreszcie dostrzega, że nauka, którą tak długo wciskała Meridzie do głowy, nie poszła w las oraz akceptuje, że jej córka ma własne marzenia i cele. Po lekcji, którą otrzymała od życia, Elinor wie, jak pogodzić obowiązki królowej z rolą matki.

5. Imelda

Imelda, matka tytułowej Coco, protoplastka rodu Rivera. Opuszczona przez męża jako młoda matka, założyła własny biznes obuwniczy, żeby utrzymać siebie i córkę. Ze względu na to, że mąż był muzykiem-pasjonatą, znienawidziła muzykę od momentu, gdy ich opuścił, toteż wprowadziła surowy zakaz grania i śpiewania przez członków całej rodziny. Nikomu specjalnie to nie przeszkadzało (do czasu), rodzina rozrastała się, a firma prosperowała jeszcze długo po śmierci Imeldy. Nie mogła się spodziewać, że dopiero w zaświatach jej życie przewróci się do góry nogami i zakwestionuje swoje przeszłe decyzje.

6. Kala

Kala, matka Tarzana. Po tragicznej utracie własnego dziecka, gorylica Kala odnajduje młode obcego gatunku małpy, przygarnia je i broni przed drapieżnym kotem. Pomimo dezaprobaty przywódcy stada, stawia na swoim i opiekuje się małym stworzonkiem. Pomimo jego odmienności, uczy go jak być gorylem i podnosi na duchu w trudnych chwilach. Gdy dorosły Tarzan wreszcie odnajduje przedstawicieli swojego gatunku, Kala zabiera go do zniszczonej chaty, gdzie może dowiedzieć się o swojej przeszłości. I chociaż gorylica ma rozdarte serce, nie stara się wpłynąć na decyzję syna i zapewnia, że zawsze będzie go kochać – nieważne, którą drogą pójdzie. 

7. Mama Muminka

Kochana Mamusia Muminka, kto jej nie pamięta? Mimo, że tylko Muminek jest jej prawdziwym synkiem, Mama Muminka tak naprawdę jest mamą dla całej Doliny Muminków. Każdy, kto gości w jej domu może liczyć na ciepły obiad, miękkie łóżko i trzaskający kominek. Troskliwa i opiekuńcza, wierzy, że w każdym tkwi dobro, nawet jeśli na początku go nie widać. Ma słabość do błyskotek, a swoje małe skarby skrzętnie przechowuje w słynnej, czarnej torebce. Jest też bardzo dzielna i nie boi się przygód. W każdym miejscu, nawet najbardziej odległym i nieprzyjaznym, potrafi uczynić namiastkę domu.

8. Rosita

Rosita z filmu Sing: żona Normana i mama dwudziestu pięciu rozbrykanych prosiaków. Podczas gdy mąż ciężko pracuje w biurze by utrzymać całe to stado, Rosita ciężko pracuje w domu: gotuje, sprząta, pierze, czyta bajki na dobranoc i robi wszystkie inne ważne rzeczy, żeby jej rodzina czuła się dobrze. Ma tyle na głowie, że ciężko jej znaleźć czas dla siebie, a co dopiero mówić o zainteresowaniach? Ale Rosita ma pasję: od zawsze uwielbiała śpiewać i dobrze jej to wychodziło. Gdy wreszcie nadarza się okazja od losu, Rosita wykazuje się wielką kreatywnością, żeby pogodzić obowiązki pani domu z muzyczną karierą.

9. Królowa Sarabi

Królowa Sarabi, władczyni Lwiej Ziemi, żona króla Mufasy i matka Simby. Wie, że lwiątko potrzebuje opieki, ale też dużo wolności, żeby poznawać świat i uczyć się polować. Choć jest bardzo wyrozumiała dla Simby, dba o to, żeby nie pałętał się po sawannie bez opieki. Mimo, że jest królową, jest też lwicą jak wiele innych i najbardziej lubi wylegiwać się na nasłonecznionej skale razem z resztą stada. Jednak wszystko się zmienia, gdy traci swoją rodzinę: pod rządem Skazy staje się smutna i oschła, ale wciąż dumnie kroczy przed ujadającymi hienami i ma odwagę wytknąć Skazie jego błędy. Poznaje swojego Simbę po wielu latach, chociaż oszołomiona uderzeniem Skazy w pierwszej chwili myli go z Mufasą. Nie daje wiary kłamstwom Skazy i zaciekle walczy o zwycięstwo syna.

10. Sarah Hawkins

Sarah Hawkins z Planety Skarbów. Samotnie wychowuje nastoletniego Jima i prowadzi gospodę na planecie Montresor. Ojciec Jima porzucił ich, gdy chłopak był jeszcze w wieku szkolnym. Opiekuńcza i wyrozumiała, stara się zapewnić synowi godne życie, choć przez to nie zawsze ma dla niego czas. Tęskni do dawnych chwil, w których Jim był jeszcze mały i nie sprawiał tylu kłopotów. Gdy wymaga tego sytuacja, potrafi być surowa i postawić na swoim. Na początku uważa, że podróż daleko w kosmos to szalony pomysł, ale potem daje się przekonać, że taka wyprawa będzie doskonałą lekcją życia dla jej dorastającego syna.

11. Sariatu

Sariatu z filmu Kubo i dwie struny. Wdowa, która samotnie wychowuje syna. Znienawidzona przez własną rodzinę przez mezalians, który popełniła, chroni Kubo przed jego mściwym dziadkiem i ciotkami. Chociaż w ciągu dnia pogrążona jest w transie, w nocy się z niego wybudza i rozmawia z synem. Wszystko psuje się, gdy chłopak raz nie słucha się matki, co sprowadza na nich katastrofę. Jednak Sariatu pilnuje i dba o swojego syna nieważne, co by się stało i jak bardzo musiałaby się dla niego poświęcić. Jednocześnie wierzy w siłę Kubo i wie, że przekazana mu nauka nie pójdzie w zapomnienie.

12. Valka

Valka z filmu Jak wytresować smoka 2, żona Stoika i matka Czkawki. Od zawsze czuła, że nieustanna wojna ze smokami jest jałowa i musi istnieć jakiś pokojowy sposób, żeby ją zakończyć, jednak mąż nie chciał o tym słyszeć. Niedługo po urodzeniu Czkawki została porwana podczas jednego ze smoczych ataków. Jednak to porwanie było czymś więcej: została wybrana przez smoka na towarzysza. Chmuroskok zabrał ją do lodowej jaskini, gdzie kwitło życie i smocza społeczność. Właśnie tam spędziła blisko dwadzieścia lat życia i nie wracała na Berk, zapewne ze strachu przed reakcją Stoika, który mógłby zaatakować jej smoka. Gdy wreszcie rodzina połączyła się na nowo, Valka stała się mentorką dla Czkawki, dzieliła się z nim doświadczeniem i wiedzą o smokach.

To była lista dwunastu najciekawszych mam z animacji. Pani Brisby, Czika, Elastyna, Elinor, Imelda, Kala, Mama Muminka, Rosita, Sarabi, Sarah Hawkins, Sariatu i Valka: każda z nich jest kochającą matką i każda z nich jest ciekawą postacią. Nieważne, czy to człowiek, zwierzę, czy ma rodzone dziecko, czy adoptowane, jedno, czy wiele: każda mama jest ważna. Takich mam w animacji jest dużo więcej. Początkowo chciałam zrobić listę na 26 pozycji, ale byłaby za długa, więc skróciłam ją do szczęśliwej dwunastki. I nie dlatego, że zabrakło mi mam, bo nie zabrakło, ale dlatego, że lista byłaby bardzo długa. Musiałam spośród nich wybrać te najciekawsze, ale zostało jeszcze wiele innych. To była moja propozycja, ale ciekawi mnie, jakie animowane mamy Wy chcielibyście umieścić na liście i dlaczego?

czwartek, 23 maja 2019

"Kraina cudów" - cudowna czy cudaczna?


Zaczynając od marketingu: zwiastuny robią Krainie Cudów niedźwiedzią przysługę. Kreują obraz pustego kolorowego widowiska dla najmłodszych. I tak, może i jest to kolorowe widowisko dla najmłodszych, ale na pewno nie puste.

June to szczęśliwa dziewczynka w wieku szkolnym, która wyróżnia się ponadprzeciętną inwencją twórczą i inżynierskim zacięciem. Jej pomysły przyciągają dzieciaki z sąsiedztwa, więc ma mnóstwo przyjaciół i jest duszą towarzystwa. Jednak to, co dzieje się w harmidrze podwórkowych zabaw, najpierw rodzi się w ciszy pokoju dziewczynki. Właśnie tam, June razem ze swoją mamą wymyślają latające karuzele i świecące zjeżdżalnie. Żadna z nich nie jest świadoma tego, że ich fantastyczne pomysły są realizowane gdzieś indziej. I to z zaskakującą dokładnością.

Wtedy staje się coś, co doprowadza June do zamknięcia pudła z zabawkami i zapomnienia o byciu dzieckiem. Trudną sytuację próbuje zagłuszyć rozmaitymi obowiązkami, które sama sobie wymyśla. Jednak w głębi duszy przeżywa traumę, z którą nie umie sobie poradzić. Wszystko zmienia się, gdy wyjeżdża na kolonie i gubi się w lesie.
Kraina Cudów to w głównej mierze film akcji, ale też wie, kiedy trzeba zwolnić. To nie jest bajka w stylu „byle śmieszniej, byle głośniej, byle więcej”. I choć dorosły może nie znajdzie w niej nic odkrywczego, nie powinien też się zanudzić. Urzekająca fizyka, przepiękne lokacje i oryginalna maszyneria cieszą oko i poczucie estetyki. Nie ma tutaj niezręcznych żartów o pierdzeniu i im podobnych, jak w wielu kiepskich animacjach. Humor na dobrym poziomie, dodatkowo okraszony krwiożerczymi maskotkami, które z jednej strony są przeraźliwe, a z drugiej komiczne. Muzyka również daje radę, razem z dynamiczną piosenką końcową oraz fantastyczną interpretacją „What a Wonderful World”:



Choć jako dwudziestokilkulatka zupełnie nie wpisuję się w target tego filmu, to udało mu się trafić w moje osobiste struny. Do pewnego stopnia identyfikowałam się z bohaterką, bo sama kiedyś wymyślałam magiczne światy, do których chciałam trafić. Wiele dzieci tak robiło, robi i robić będzie, dlatego plus za połączenie uniwersalnego zjawiska z oryginalnym pomysłem.

Ale Kraina Cudów nie jest idealna, mam do niej kilka zarzutów. Na początku zdaje się chwytać za wiele tematów, które w późniejszym rozrachunku nie mają szansy się rozwinąć. Poboczne postacie, takie jak tata i przyjaciele June, dostają sporo czasu ekranowego, ale nie mają praktycznie żadnego znaczenia dla całej historii. Już wujek i ciotka, którzy byli tylko w dwu-trzy minutowej scence, odegrali większą rolę niż oni. Ale niedługo przed premierą Krainy Cudów, studio Paramount Animation ogłosiło, że jeszcze w tym roku pojawi się serial na podstawie filmu, który będzie można oglądać na kanale Nickelodeon. Zatem te postaci mają jeszcze szansę do rozwoju, ale ja pewnie już nie będę dociekać. Ale moim największym zarzutem jest to, że Kraina Cudów jest zbyt bezpieczna: po animacjach mocno chwytających za serce jak Toy Story 3, W głowie się nie mieści, czy Coco, serwowana nam historia nie jest aż tak poruszająca. Myślę, że gdyby postawiono na zdecydowany zwrot akcji na niekorzyść głównej bohaterki, pobocznym postaciom dano więcej charakteru i może gdyby zakończenie było bardziej słodko-gorzkie – ten film mógłby stać się naprawdę wyjątkowy i można byłoby go porównywać do disnejowskich hitów.


Morał jest taki, że jeśli masz pod opieką dziecko (takie do 9 lat, mniej więcej) możesz z nim na to iść. Film jest dobry też dla kilkuletnich maluchów i pierwszą wycieczkę do kina. Choć w Krainie Cudów jest problem, który pcha fabułę do przodu, nie ma żadnej złej postaci ani brutalności. To mądra bajka, która opowiada o tym, jak ważne w naszym życiu są emocje, że trzeba nauczyć się akceptować również te złe, bo inaczej będą nas zżerać od środka. Do tego piękna animacja, muzyka i zabawne pluszaki na dokładkę.

Średnia ocen na FilmWebie to aktualnie 6,2. O Rotten Tomatoes aż szkoda gadać, bo tam Kraina Cudów została zmieszana z błotem, na co zdecydowanie nie zasługuje. Możliwe, że ma to związek ze skandalem wokół reżysera oraz tym, że studio nie ma jeszcze wyrobionej marki. Nie jest to wybitna animacja, ale jest po prostu dobra. Moja ocena to 7/10, wliczając w to dodatkową gwiazdkę za mój sentyment do wymyślania krain.

Odpowiadając na pytanie postawione w tytule posta: Kraina Cudów nie jest ani cudowna, ani cudaczna. Nie zanudza ani nie wywołuje grymasu zażenowania, za to zachwyca obrazem i muzyką, a sama historia jest prosta, ale mądra. Jednocześnie to kolejny dowód na to, jak bardzo kiepski marketing może zaszkodzić dobremu filmowi. Czasem lepiej nie dawać wiary niezręcznym i chaotycznym zwiastunom, a zaufać swojej intuicji i przekonać się samemu.

środa, 8 maja 2019

Antropomorfizm: zmora animacji?

Dzieci lubią zwierzaczki. A już zwłaszcza mówiące zwierzaczki. Tak było, jest i będzie. A że dorośli często są jak dzieci, to my też patrzymy na nie przyjaznym okiem. Zwierzęta mówią do nas z ekranów, książek, komiksów i Glauks wie czego jeszcze. Jeśli uchował się ktoś, kto nigdy w życiu nie zetknął się z chociaż jedną animacją z gadającymi futrzakami, czekam na maila. W animacji antropomorfizm, czyli „uczłowieczanie”, najczęściej dotyczy zwierząt, rzadziej przedmiotów czy zjawisk naturalnych jak np. wiatr. Ten stary jak świat zabieg literacki, kojarzony zwykle z klasycznymi bajkami Ezopa czy La Fontaine’a, stał się ściśle sprzężony z filmem animowanym. Możliwe, że ma to jakiś związek z walorami edukacyjnymi, ale chyba lepiej nie szukać przyczyny tak daleko. Podejrzewam, że to po prostu kalka z masowo adaptowanych na animacje baśni, które przecież nagminnie uczłowieczały wszystko, co się dało. A chociaż antropomorfizm zwierząt ma zarówno swoje chwile sławy jak i odrzucenia, to regularnie powraca. I niczym słowiański Światowid, ma różne oblicza.

Poniżej znajdziecie kilka rodzajów antropomorfizmu, jaki można spotkać w filmach animowanych. Niniejszy podział jest nieoficjalny i wynika z moich własnych obserwacji.
***
1. Silny antropomorfizm.

Jako silnie zantropomorfizowane zwierzęta uważam te, które zwierzętami są jedynie z wyglądu. Tutaj nie tylko mowa, ale też postawa ciała i zachowanie świadczą o tym, że bohaterowie są po prostu ludźmi o zwierzęcych kształtach. Weźmy taką pierwszą z brzegu ikoniczną Myszkę Miki i jej przyjaciół. Mówią, noszą ubrania, posługują się narzędziami, praktycznie wszystko jest w nich ludzkie oprócz wyglądu. Jedną z dość znanych takich kreskówek w Polsce jest też japońsko-hiszpańska produkcja W 80 Dni Dookoła Świata z Willym Foggiem, gdzie wszystkie postaci są zwierzęcą wersją ludzi.

W 80 Dni Dookoła Świata z Willym Foggiem: w tej kreskówce pozytywne postaci bardzo często są kotowate: Fogg jest lwem, Rigodon (Passepartout) kotem, a księżniczka panterą. Z kolei złoczyńcy jak np. Inspektor Dix (Fix) są psami lub psowatymi.
W takich przypadkach można zauważyć, że gatunek zwierzęcia wybrany przez twórców do obsadzenia w danej roli służy jedynie do nadania postaciom atrakcyjności. To, że np. Fogg jest lwem, nie ma żadnego znaczenia dla fabuły i zachowania postaci. Dobór zwierząt polega tylko i wyłącznie na tym, jakie uczucia wzbudza w nas dany zwierzak. A te uczucia są silnie uwarunkowane kulturowo. Skojarzenia związane z poszczególnymi zwierzętami większość ludzi ma podobne: wszyscy wiedzą, że np. lew to symbol odwagi, a lis przebiegłości. Poza tym dochodzi do tego atrakcyjna aparycja. Zwierzę, które ma „grać” główną rolę, musi nie tylko budzić pozytywne skojarzenia, ale też być po prostu ładne, urocze. Gdy po porażce Królika Oswalda Disney i Iwerks pracowali nad nową ikoną, rozważali rozmaite zwierzaki, od kotów przez psy, krowy, konie, żaby, aż po mysz. Najwidoczniej mysz okazała się być na tyle oryginalna, a przy tym urocza, że zdecydowali przy niej zostać. Zwłaszcza, że jej design był podobny do Królika Oswalda.

Silny antropomorfizm bardzo często ma charakter estetyczny, jednak nie zawsze jego rola kończy się jedynie na tym. Symbolika również nie zatrzymuje się na utartych schematach. Tutaj dobrym przykładem jest Sing, gdzie dobór gatunków zwierząt jest dość oryginalny; z koalą, jeżozwierzem i słoniem na czele. Role tych postaci nie są oparte na dawnych, literackich wzorcach – zamiast tego są zbudowane na dość prostych schematach. Zwierzęta w Singu wciąż są symboliczne, ale ich korzeni nie trzeba szukać daleko, np. stara sekretarka jest żółwicą, bo żółwie są długowieczne; świnia Rosita jest zapracowaną mamą ponad dwudziestu prosiaków, bo świnie są płodne; jeżozwierzyca Ash to zbuntowana nastolatka, bo kolce pasują do jej charakteru. Są też postaci oparte na kontrastach: nieśmiała słonica Meena, która wciąż zakrywa sobie twarz wielkimi uszami; Johnny, wrażliwy goryl, który ma konflikt z ojcem, szefem gangu; mysz Mike z ego znacznie przekraczającym jego własny wzrost; czy wreszcie Buster Moon, tryskający energią miś koala. Wszystkich bohaterów Singu można byłoby spokojnie zastąpić ludźmi. Uważam jednak, że wtedy film byłby uboższy – dobrze dobrane zwierzę jest w stanie klarowniej zobrazować charakter postaci, a kreskówka jest też bardziej atrakcyjna. Sing z ludźmi byłby musicalem jakich mnóstwo, a zwierzęce postaci wyróżniają go już na pierwszy rzut oka.

Do jakiego gatunku należysz, tylko pozornie nie ma znaczenia w Zwierzogrodzie. Nigdy nie wiadomo w kim obudzi się pierwotny insktynkt.
Prawdziwym fenomenem jest jednak disnejowski Zwierzogród. Tutaj silny antropomorfizm jest wytłumaczony ucywilizowaniem zwierząt, które niegdyś były dzikie. Różnorodność fauny Zwierzogrodu nawiązuje do wielokulturowych metropolii, gdzie każdy: mały, duży, roślinożerca i drapieżnik, musi znaleźć swoje miejsce. Tutaj zwierzęcość bohaterów nie kończy się na estetyce i symbolice: one fizjologicznie ciągle są zwierzętami, które muszą dostosować swoje zachowanie i styl życia do społecznych norm. Co, oczywiście, nie jest takie łatwe. Film jest nie tylko dobrą komedią kryminalną, ale niesie ze sobą konkretne przesłanie. Zamiana bohaterów w ludzi jest w tym przypadku niemożliwa, bo cała fabuła i świat dosłownie stoi na fundamentach zbudowanych przez zwierzęta.

Z kolei Fantastyczny Pan Lis również stawia pytania na temat dzikości i ucywilizowania, jednak w trochę inny sposób. Zwierzęta w tym filmie są silnie antropomorficzne, ale wciąż mają swoje „typowo” zwierzęce zachowania. Celowo użyłam tutaj cudzysłowu, gdyż nie jest to tak naprawdę prawdziwe zachowanie zwierząt, tylko pokazanie kontrastu między ucywilizowaną a dziką stroną pana Lisa. Jest to na dodatek bardziej element humorystyczny niż próba ukazania prawdziwego zwierzęcia. Dla przykładu scenka ze śniadania pana Lisa:



2. Średni antropomorfizm.

Średnio zantropomorfizowane zwierzęta to te, które nie tylko wyglądają jak zwierzęta, ale też poruszają się jak one i (najlepiej) żyją w swoim naturalnym środowisku. Antropomorfizacja zachodzi tutaj głównie przez komunikację – to są po prostu zwierzęta, które rozmawiają między sobą, ale nie chodzą jak ludzie, nie noszą ubrań i nie używają narzędzi. Wszystko w nich pozostaje zwierzęce oprócz mówienia, mimiki, a także gestów. Zwykle też jest tak, że zwierzęcy bohaterowie antropomorfizowani w ten sposób nie są w stanie porozumieć się z ludzkimi postaciami. W takich animacjach, ludzie są drugoplanowi (lub nie ma ich w ogóle) i to sprawy zwierząt są najważniejsze. Najwięcej przykładów takich filmów to ręcznie rysowane animacje Disney’a jak Król Lew, 101 Dalmatyńczyków, Zakochany Kundel oraz pixarowskie Gdzie jest Nemo?. Inne studia stawiają raczej na silny antropomorfizm, ponieważ ma on więcej komediowego potencjału. Co więcej, nawet wśród disnejowskiej stajni można zauważyć słabnącą popularność tego typu animacji. Ostatni taki wytwór to pixarowskie Gdzie jest Dory? z 2016 roku. I chociaż film ma dopiero trzy lata to wciąż jest jedynie kontynuacją (na dodatek bardzo późną), a nie odrębnym pomysłem samym w sobie. Tutaj uwagę jeszcze przyciąga najnowsza Księga Dżungli Jona Favreau, również z 2016 roku, oraz nadchodzący remake Króla Lwa, lecz to wciąż są znane historie tylko ubrane w inne szaty. Nowych pomysłów na średnio zantropomorfizowane zwierzęce historie zdaje się powoli brakować. Osobiście czekam na kontynuację Strażników Ga’Hoole, zapowiedzianą na przyszły rok. Mam nadzieję, że druga część okaże się bardziej wierna książkom niż pierwsza.

Legendy sowiego królestwa: Strażnicy Ga’Hoole – ekranizacja powieści Kathryn Lasky nie dorównuje swojemu oryginałowi, choć jest opakowana w przepiękną animację i muzykę.
Ciekawym przypadkiem jest tutaj Ratatuj, który zakłada średnią antropomorfizację zwierząt z pominięciem głównego bohatera. Remy nie może odnaleźć się w społeczności zwykłych szczurów, żywiących się tym, co uda się wygrzebać w śmietniku. Z czasem obserwuje ludzi i ich sztukę gotowania, zaczyna chodzić na dwóch łapkach ze względów higienicznych i używać różnych przedmiotów jako narzędzi. Jego wyjątkowość zbliża go do silnego antropomorfizmu i jest to zaskakujące nie tylko dla szczurów, ale również dla ludzkich bohaterów. Gdy wreszcie znajduje wspólny język z człowiekiem, zachodzi on za pomocą gestów. Co więcej, nie jest to jedyna animacja, w której zwierzęta rozumieją mowę ludzi, a ludzie nie są w stanie zrozumieć zwierząt. Gdy w Ratatuj mamy sceny z perspektywy człowieka „rozmawiającego” ze szczurem, słyszy on same piski. To musi być pewnego rodzaju uproszczenie, bo gdyby zwierzęta nie rozumiały mowy ludzi tak samo, jak ludzie nie rozumieją mowy zwierząt, fabuła nie mogłaby się rozwijać. W każdym razie, Remy jest już silnie zantropomorfizowany, pomimo tego, że nie jest rozumiany przez ludzi. Podobna sytuacja jest w całym Madagaskarze: wszystkie zwierzaki są bardzo silnie zantropomorfizowane (używanie ludzkich wynalazków, czytanie, itd.), ale nie rozmawiają z ludźmi, którzy zamiast słów słyszą zwierzęce odgłosy.

Kolejnym ciekawym przypadkiem, jeśli chodzi o antropomorfizm sam w sobie jest Mój Brat Niedźwiedź. W tym filmie, sceny z perspektywy człowieka pokazują nam zwierzęta, które nie są antropomorfizowane w ogóle: szczególnie widać to po oczach. Ludzki bohater, patrząc na dzikie zwierzę, widzi tylko jego czarne, puste oczy. Gdy perspektywa przechodzi na zwierzę, inne zwierzęta mają przyjazne, bardziej ludzkie oczy razem z całą resztą cech średniej antropomorfizacji – tj. rozmawiają między sobą oraz posługują się mimiką i gestami charakterystycznymi dla homo sapiens.


Księga Dżungli Jona Favreau jako przykład średniego antropomorfizmu: zwierzęta, choć z wyglądu realistyczne, mówią ludzkim głosem i do pewnego stopnia posługują się ludzką mimiką.
Weźmy pod lupę jeszcze dwie disnejowskie animacje: wspomnianą już Księgę Dżungli oraz Tarzana. Mowgli, chociaż jest człowiekiem, rozmawia ze zwierzętami i żyje wśród nich na równych zasadach. Tutaj nie ma co się rozwodzić: wychowany przez wilki, jest pełnoprawnym zwierzęciem w dżungli. Może i słabym, z braku kłów i pazurów, ale nie jest uważany za kogoś obcego. Przez cały film Mowgli nie ma kontaktu ze swoim gatunkiem, nie wiemy jak by się zachowywał w takiej sytuacji. Dopiero pod koniec starej Księgi Dżungli z 1967 roku, spotyka dziewczynkę i odchodzi z nią do wioski. W kontynuacji, Księdze Dżungli 2 z 2003 roku, historia zaczyna się od momentu, w którym Mowgli mieszka w wiosce już od jakiegoś czasu. Nie dostajemy żadnej sekwencji, ani nawet scenki, w której musi przystosować się do zupełnie innego środowiska, nauczyć się ludzkiego języka i zwyczajów. Zupełnie inaczej jest w Tarzanie: wychowany przez goryli człowiek spotyka przedstawicieli swojego gatunku. Sceny z perspektywy Tarzana pokazują nam zantropomorfizowane zwierzęta, goryle wychowały Tarzana, więc rozmawiają z nim po swojemu i wszyscy doskonale się rozumieją, tak jak to było z Mowglim i innymi zwierzętami z dżungli. Jednak w oczach Jane Tarzan jest dzikusem, zachowuje się zupełnie jak małpa, równocześnie ona też nie jest w stanie rozmawiać ze zwierzętami. Można powiedzieć, że w tym przypadku zachodzi sytuacja odwrotna do antropomorfizmu: zoomorfizm. Tarzan jest człowiekiem, ale zachowuje się jak zwierzę. Dopiero z czasem uczy się swojego gatunku i to jest jedna z najważniejszych rzeczy w jego historii. Ten proces dobrze obrazuje piosenka Obcy jak ja:



3. Subtelny antropomorfizm.

Subtelny antropomorfizm dotyczy animowanych zwierząt, które nie tylko chodzą i zachowują się realistycznie, ale też nie posługują się mową. Jedynym wyznacznikiem, który odróżnia je od prawdziwych zwierząt są subtelne sygnały charakterystyczne tylko dla ludzi. Chodzi tu głównie o mimikę i mowę ciała. Takie zwierzęta często występują jako bohaterowie drugoplanowi, np. Abu, małpka Aladyna; Meeko, szop Pocahontas lub świerszcz z Mulan. Do takich bohaterów można też zaliczyć rozmaitych zwierzęcych towarzyszy księżniczek w takich filmach jak np. Śpiąca Królewna i Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków. Jedynie zwierzaki z Kopciuszka wyłamują się z tego schematu, bo nie tylko duża część z nich rozmawia z Kopciuszkiem, ale również nosi ubranka: dlatego one kwalifikują się do silnego antropomorfizmu.

Śpiąca Królewna: urokliwi, zwierzęcy towarzysze są jednym ze znaków rozpoznawczych disnejowskich księżniczek.
Jednak istnieją animacje, które koncentrują swoją fabułę na subtelnie zantropomorfizowanych zwierzętach. Co prawda nie ma ich zbyt wiele, ale są. Mustang z Dzikiej Doliny opowiada nam historię konia, który z innymi końmi porozumiewa się rżeniem i prychnięciami. Subtelna, ludzka mimika i kilka gestów sprawiają, że nie jest to realistyczny obraz konia, ale pozwala nam lepiej zrozumieć uczucia bohaterów. I chociaż myśli głównego bohatera są nam opowiadane przez narratora w pierwszej osobie, wszystkie dialogi w filmie zachodzą tylko między ludźmi.

No i wreszcie mamy Jak wytresować smoka. Co ciekawe, biorąc pod uwagę małą liczbę animacji, w których subtelnie zantropomorfizowane zwierzęta są ważną częścią fabuły, to już drugi po Mustangu taki film od DreamWorksa. Tutaj ktoś mógłby się kłócić, że przecież smoki w tej animacji nie są antropomorfizowane, bo ich zachowanie jest wzorowane na kotach i psach. To prawda, te smoki są bardzo zwierzęce, jednak wciąż nie w stu procentach. Gdy bliżej przyjrzymy się zachowaniu Szczerbatka, widać czasem typowo ludzką mimikę. Dodatkowo, z kontekstu wynika, że smoki rozumieją ludzki język: Szczerbatek nastraszył siedzącą mu na grzbiecie Astrid za to, że była dla niego niemiła i nie uspokoił się, dopóki ta nie powiedziała „przepraszam”.

Jak wytresować smoka: Czkawka montujący protezę na ogonie Szczerbatka. Podejrzliwa minka smoka przywodzi na myśl ludzką mimikę.
Ponadto, początkowo Szczerbatek, próbując odnaleźć wspólny język z Czkawką, próbuje go naśladować. W słynnej sekwencji Forbidden Friendship, którą udostępniłam w poprzednim poście (LINK), smok w pewnym momencie chce się uśmiechnąć jak człowiek, ale nie bardzo mu to wychodzi. Podobnie jest, gdy Czkawka rysuje w ziemi pyszczek smoka, a ten bierze gałąź i również zaczyna rysować.

Jak wytresować smokarysunek Szczerbatka – po uważnym przyjrzeniu się można zauważyć, że te pozorne bazgroły tworzą portret Czkawki.
Tak ewidentne naśladownictwo człowieka ze strony zwierzaka (w dodatku ze zrozumieniem celu tych wszystkich czynności) jest niemożliwe, zwłaszcza jeśli jest nieoswojone. Niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę, ale naprawdę nie dotarła do mnie nigdy informacja o podobnej sytuacji. Dopiero lata tresury są w stanie wykrzesać ze zwierzaka pewne zachowania i to raczej bez głębszego zrozumienia ich celu. Nauka przez naśladownictwo wymaga bardzo wysokiej inteligencji, którą niektóre gatunki oczywiście mają, ale do pewnego stopnia. Podejrzewam, że gdyby jakiś zwierzak świadomie wziął patyk i zaczął rysować w nim ludzką twarz, spowodowałoby to prawdziwą rewolucję w naszym postrzeganiu zwierząt. Póki co, jest to czysty antropomorfizm.
***
Antropomorfizm, jak widać, króluje w animacji i jest obecny nawet w tych filmach, które docelowo o zwierzętach nie opowiadają. Czasem jednak zdarza się, że fauna w filmie animowanym jest zobrazowana realistycznie. Jest to dosyć rzadkie, ale nie można mówić, że w ogóle tego nie ma. Zwykle jednak dotyczy to zwierząt, które pojawiają się na krótko, epizodycznie, lub stanowią element stricte dekoracyjny. Pierwszym przykładem jaki nasuwa mi się na myśl jest jeleń ze Stalowego Giganta. Chociaż był na ekranie tylko przez chwilę, jego rola była bardzo ważna dla rozwoju fabuły i wydźwięku całego filmu.

Po co w ogóle ten cały antropomorfizm? Nie ma na to jednej odpowiedzi. Każdy rodzaj, czy to silny, średni, czy subtelny, ma swoje powody i często różnią się one w zależności od konkretnego utworu. Warto się czasem nad tym zastanowić, czy zwierzęta, które oglądamy na ekranie są tam tylko po to, żeby było ładnie i kolorowo, czy może za ich obecnością kryje się coś więcej. Mam wrażenie, że to głównie starsze animacje używają silnego antropomorfizmu w celach dekoracyjnych, mam tu na myśli takie filmy jak W 80 Dni Dookoła Świata z Willym Foggiem, Dzielna Pani Brisby czy Amerykańska Opowieść. Jeśli chodzi o nowsze animacje, to silny antropomorfizm ma bardziej konkretną rolę, a dobór zwierzaków do uczłowieczenia jest również bardziej przemyślany. I chociaż uwielbiam stare bajki ze zwierzątkami, to współczesne podejście o wiele bardziej mi odpowiada. Takie animacje jak Zwierzogród czy Sing pokazują, że można mówić o antropomorficznych zwierzętach ciekawie i z celem. Z kolei średni antropomorfizm, tj. ten od Króla Lwa jest najbardziej magiczny. Pozwala autorom budować na wpół realistyczne, na wpół baśniowe, zwierzęce światy i kultury. Paradoksalnie, średni antropomorfizm jest bardzo skutecznym narzędziem do pokazania perspektywy zwierzęcia. Nie bez powodu to właśnie on jest wybierany, gdy chcemy pokazać historię w zwierzęcym świecie. To tak, jakbyśmy założyli jakiś aparat, który tłumaczy nie tylko na ludzki język, ale również uczucia. I chociaż ten aparat wiele przekłamuje i nadinterpretuje, to trafia on do naszych serc. Antropomorficzne zwierzę jest pewnego rodzaju dyplomatą swojego gatunku, bo uwrażliwia nas na zupełnie inne problemy i spojrzenie na świat. I choć wymyślone przez ludzkiego autora, wciąż funkcjonuje tylko w zwierzęcej formie. Nie da się go zastąpić ludzkim bohaterem, w przeciwieństwie do wielu bajek z silnie antropomorficznymi postaciami. Tekst kultury, a każdy fikcyjny bohater nim jest, to zawsze wytwór wyobraźni człowieka. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że człowiek, który stworzył taką postać, ma za sobą długą pracę, w której musiał wiele nauczyć się o danym gatunku. Nie bez powodu twórcy animacji o zwierzętach najpierw obserwują je uważnie, uczą się, a dopiero potem przystępują do działania. Jednak najtrudniejszym stylem antropomorfizmu jest ten trzeci, subtelny. Żeby go uzyskać, trzeba nie tylko bardzo dokładnie zobrazować wygląd, zachowanie i styl życia danego gatunku, ale też zdecydować, jakie ludzkie odruchy może on zawierać, żeby za bardzo go nie uczłowieczyć. W przypadku Jak wytresować smoka może to niby wydawać się prostsze, skoro smoki są istotami magicznymi, ale tak naprawdę to powoduje jeszcze więcej komplikacji. Bardzo łatwo jest stworzyć jakiegokolwiek smoka i wszystko w jego zachowaniu tłumaczyć magią. Twórcy, chcąc przełamać konwencję mówiącej bestii, wzorowali zachowanie swoich smoków na prawdziwych zwierzętach, jednocześnie zaopatrując te smoki w ich słynną, ponadprzeciętną inteligencję. Wynik, jaki jest, widzimy: smoki DreamWorksa są wysoce inteligentnymi zwierzętami, jednak wciąż daleko odmiennymi od rodzaju ludzkiego.

Chociaż na pierwszy rzut oka antropomorfizm może wydawać się nielogiczny (bo przecież zwierzęta nie umieją mówić, hurr durr!), warto wziąć pod uwagę fakt, że istnieje on właśnie dlatego, że jesteśmy ludźmi. Po prostu. Patrzymy na świat z takiej, a nie innej perspektywy i pewne zjawiska tłumaczymy sobie w sposób, który będzie zrozumiały dla nas. Dlatego też większości ludzi antropomorfizm w ogóle nie przeszkadza, zdaje się. Często nawet podświadomie sami uczłowieczamy różne rzeczy, zwykle w silnych emocjach. Być może, gdybyśmy byli czymś innym, np. ośmiornicami, wymyślilibyśmy „octopomorfizm”. Ale tak się złożyło, że należymy do gatunku „człowiek”, więc mamy antropomorfizm (od greckiego anthropos, czyli „człowiek” i morphe czyli „kształt”). To jest coś, co mamy pod skórą, instynktownie go tworzymy i instynktownie go odbieramy.

Dodając dwa do dwóch, antropomorfizm oczywiście może prowadzić do nieporozumień. Dlatego w interakcjach z prawdziwymi zwierzętami trzeba się go wystrzegać jak ognia. Przykładowo: coś, co interpretujemy jako uśmiech u jakiegoś zwierzaka, może znaczyć (i zwykle tak jest), zupełnie coś odwrotnego do przyjaznej interakcji. Mnóstwo zwierząt pokazuje zęby, żeby odstraszyć innego osobnika i nie będą robić wyjątku dla człowieka. To w naszym interesie leży, żeby dowiedzieć się jak najwięcej na temat zwierzęcia, z którym mamy się spotkać. Przecież żaden kot ani małpa w zoo nie otworzy książki czy Internetu i nie przeczyta obszernego artykułu o wachlarzu zachowań ludzkich. My jednak mamy taką możliwość, więc korzystajmy z niej.

Być może ta "roześmiana" owca faktycznie sobie radośnie beczy, ale czy na pewno?
Sztuka to nie jest życie. To, co dobrze sprawdza się w sztuce, nie musi wcale działać w rzeczywistości. Antropomorfizm ma za zadanie nas przede wszystkim uwrażliwić, nauczyć nas dostrzegać, jak ważna jest różnorodność gatunkowa, społeczna i jakakolwiek inna, i że świat nie kręci się wokół homo sapiens. Niejednokrotnie utwory z antropomorficznymi zwierzętami niosą za sobą ekologiczne przesłanie (np. Wodnikowe Wzgórze), inne mają jedynie coś symbolizować. Lecz wciąż, antropomorfizm zwierząt jest tylko i wyłącznie dla ludzi. Prawdziwe zwierzęta mają za dużo na głowie, żeby się przejmować, co ludzie o nich myślą.